Thursday, March 26, 2015

Nocne Markety na Tajwanie są miejscem nie mniej popularnym niż najlepsze PUB-y i kluby w Europie. Przed godziną 5 market zaczyna się zapełniać ludźmi, którzy idą jeden za drugim, powolnym tempem, zatrzymując się przy interesujących dla siebie stoiskach.
Same markety są podłużne, jest to jedna wielka ulica z pomniejszymi alejkami. Wszędzie, jeden po drugim stoją mini sklepiki i stoiska. Stoiska absolutnie ze wszystkim: Stoisko z Hello Kitty, stoisko z butami, ubraniami, sokami, sztucznymi rzęsami, kapciami, Spongebob-em, wszystkim dla iPhona 6 itp. Oprócz sprzedaży różnych świecidełek, jedzenia i picia, popularne są standy, oferujący nam swoje usługi.
Mój top trzy od najzwyklejszego po najdziwniejsze to:
- stoisko z masażem (przychodzisz, siadasz i panowie zaczynają cię czymś okładać. Wszystko odbywa się na widoku, brak drzwi)
- stoisko do robienia szybkich, „trybalowatych” tatuaży (salon oczywiście nie ma drzwi, jest to bardzo małe pomieszczenie zaraz obok sklepiku ze smażonym, śmierdzącym tofu) - zdjęcie poniżej
- stoisko do łowienia krewetek „shrimping stand” (przychodzisz, siadasz i łowisz krewetki, które pan później nabija żywcem na patyczek i podsmaża – rarytas niesamowity, samodzielnie złowiony na dodatek. Na pewno kiedyś spróbuję shrimpingu).

Jedno jest pewne, w Polsce sanepid zamknąłby wszystkie, tego typu markety. Ale na szczęście  jesteśmy na Tajwanie. I o ile ludziom nie przeszkadzają czasami biegające po knajpkach karaluchy, o tyle jest klimatycznie i wspaniale. Ja osobiście, bardzo lubię Nocne Markety. Może tatuaże nie koniecznie chcę tam robić, ale kupowanie pierdółek i różnych przysmaków cieszy mnie niesamowicie.


SALON TATUAŻY!!! Padłam, jak obaczyłam na własne oczy

To nie piżama, to zwykłe damskie T-shirty

Ubranka dla telefonów

Właśnie na Night Marketach najlepiej kupić sobie plecak

Mini-stoisko z biżuterią

Pan mnich mnie chyba zauważył...

Hello Kitty everywhere!

Stoisko z maseczkami do spania

Stoisko ze sztucznymi rzęsami

Jakieś słodkie pićku

Sobotni tłum

Rarytas!

Stoisko z makaronami w glutowatej zupce - pychota :)

Kuleczki rybne

Smażona kałamarnnica - najlpesza rzecz na świecie

Hangout z jedzeniem pod świątynią

A świątynia na Shilin Night Market, swoją drogą,  przepiekna!

Coś, koło czego nie przejdę obojętnie...

...mleko kokosowe, mniam

Stoisko do "shrimpingu" 

Saturday, March 14, 2015

Tym razem trochę mniej pisania, a więcej zdjęć. Muszę tylko wyrazić swoją niezmierną radość tym miastem. Jest najlepsze. Widać, że dba się tutaj o część „kulturową” i wielki pokłon za to władzom Tajpej, którzy nie szczędzą sił na to, aby każdy event był jedyny i niepowtarzalny. Nowy rok i fajerwerki puszczone z budynku Taipei 101 były spektakularne. Ale na tym nie koniec. Kiedy Tajwan świętował Chiński Nowy Rok, przygotowano przepiękną wystawę Latarni Noworocznych. Poniżej parę zdjęć. Aż chce się tutaj żyć. :D
















Saturday, March 7, 2015

Więc Nowy Rok się skończył oficjalnie –>  mało co z tego wyniosłam –> ale i tak życie jest cudowne. :D
Po prostu mój mąż czasami zapomina, że kultura Tajwanu jest mi obca. Więc jeżeli o coś sama nie dopytam, to się niczego nie dowiem. Hołk!!! Zauważyłam też, że nikt nie śpieszy się, aby mi wytłumaczyć, co to jest ten Chiński Nowy Rok, co to za dziwne potrawy, na czym polega urok czerwonych kopert, dlaczego się je kluseczki z makiem i dlaczego wszyscy (oprócz mnie) grają w mahjong na pieniążki… itp. itd.

Tak więc, żałuję, że o niektóre rzeczy nie zapytałam wujka Google wcześniej, bo w większości przypadków musiałam sama się domyślić „o co kaman”. A kiedy się nie domyślałam na czas, to robiłam z siebie totalnego bałwana. Serio, mój mózg MUSI pracować w tym kraju na pełnych obrotach.

Mahjong: Każda okazja, zwłaszcza noworoczna jest dobra do grania na pieniądze. I tym razem, szczęśliwie, mój mąż przegrał tylko dwadzieścia zł (200 NTD). Tak czy siak wujek Shu-shu przegrał sto dwadzieścia zł (1200 NTD) – to bardziej mnie zrobiło się wujka żal, niż jemu siebie samego. Moim największym problemem jest to, że nie rozumiem filozofii grania wyłącznie na pieniądze (a nie na cukierki. Choć nawet moje dziesięciolatki grają na pieniądze. LOL). Tutaj „rodzinny, przyjacielski” hazard jest traktowany jak zabawa. I niech tak pozostanie. Może kiedyś i mnie zaproszą do stołu…
Dla mnie granie mojego męża jest niesamowicie stresującym przeżyciem. Kiedy sama nie gram, a tylko obserwuję z boczku, jak nasze pieniądze przechodzą w cudze ręce, moja żyłka na czole zaczyna drgać.
Tak czy siak, sama gra trochę przypomina remika – czyli mniej zdolności matematycznych, a więcej szczęścia i odrobina sprytu. Po obserwacji trzech kolejek, a i owszem zrozumiałam zasady mahjanga. Szkoda tylko, że nikt mi tak i nie zaproponował „majangowej partyjki”. Co dziwne, grali sami faceci, albo kobietki pokolenia plus (panie znacznie starsze ode mnie). zdjęcie planszy mahjong poniżej

Czerwone koperty: Według tradycji dostaliśmy czerwone koperty z pieniążkiem w środku. Jakaż byłam szczęśliwa! Przeliczyłam naszą sumkę, w głębi ducha ucieszyłam się, a oczyma wyobraźni widziałam już naszą nowo zakupioną szafę… do momentu kiedy połowę sumy mój mąż wyrwał mi z rąk, powsadzał do innych kopert i dał młodszym kuzynom i bratu. Ponieważ oboje pracujemy, musimy, według tradycji, wspomagać młodszych. Absolutnie świetny pomysł i jestem jak najbardziej za! Tylko, nikt mnie o tym nie poinformował. Nagle dostałam kasę do ręki, a po 5 min. część została zabrana bez jakichkolwiek wyjaśnień. Poczułam się jak dziecko, które dostało lalkę, a potem tej lalce urwano głowę. Teraz kiedy to pisze, śmieję się po cichu – musiałam mieć prze-gigantycznie zmieszaną minę. :D
Przyznam, jest mi ciepło na serduszku, że dostaliśmy miły „gotówkowy” prezent. zdjęcie kopert niżej

Jedzenie: Najadłam się, mało nie pękłam. Szkoda tylko, że nie wiem co jadłam. Ha. W pierwszy dzień cała rodzina zebrała się przy ogromnym, okrągłym stole – dostaliśmy zupę o nazwie „Budda przeskoczył przez płot”, a oprócz tego, przepyszną rybę, mięso, owoce morze, arbuz i parę „bliżej niezidentyfikowanych przez moje receptory” potraw. Wiem też, że według tradycji Chiński Nowy Rok trwa piętnaście dni, a ostatniego dnia należy przygotować zupę z mięsnymi kluseczkami ryżowymi, a na deser kluseczki ze słodkim nadzieniem orzechowym. Parę zdjęć wklejam poniżej. (Wpis o „jedzeniu” jest niestety lakoniczny. Za rok nadrobię).

Rok Owcy: Kłótnie a propos „kozy, kozła, owcy, barana” trwają nadal... Jedni uważają, iż zaczął się rok kozy, inni zaś, że owcy… Dla mnie wszystko sprowadza się do słodziuchnego  parzystokopytnego zwierzęcia, które robi mmeeeee. Motyw kozy/owcy widać niemalże na każdym kroku – wystawy papierowych kózek, owcy/kozy na czerwonych kopertach, pluszowe owieczki w sklepach itp. Cudownie jest być częścią tych obcych tradycji. Chociaż mało co pojmuję, a i tak jest wesoło.

Mahjong - cztery osoby, piwo i kupa zabawy

Słynne czerwone koperty z miłą zawartością

Ryżowe kluseczki z nadzieniem orzechowym

Tang Yun - czyli zupa z okazji zakończenia Chińskiego Nowego Roku

Noworoczna Owca

Noworoczny Kozioł

Przedw naszym parku  świątynią pojawiła się "czerwona Noworoczna brama"!
Filmik nagrany podczas wystawy Noworocznych Latarni. Motyw przewodni - noworoczne zwierzątko + kultura Tajwanu