Thursday, April 20, 2017

Kiedy mam serdecznie dość Tajpej (czasami, choć nie często), uciekam gdzieś na południe, najlepiej na nasza wioskę pod Tainanem. Tym razem wybraliśmy się trochę na spontana do Taidong 台東. Oczywiście wsią tego ogromnego miasta nie można nazwać, a i populacja przekracza populacje Sosnowca ;) Ale... Czułam się jak na wsi. Gorąco, słonecznie, czyste powietrze, powolni, super przyjaźni ludzie i PRZYRODA!! Właściciele hotelu trzymające świnie jako swoje pupilki, i dziwny lot, przypominający jazdę tramwajem. Wsiadasz, nawet dziecka nie trzeba przypinać, jesz na szybko kanapkę i wysiadasz za 40 min - z właśnie tym kojarzy mi się teraz Taidong. :D 

(Zdjęcia bez filtrów - zwyczajny brak czasu) :)













Thursday, February 23, 2017

Kiedy coś obrzysliwie-pełzającego jest w odległości 3cm od moich ust, to nie mogę tego nie nazwać "prawie pocałunkiem". 
Ok. Muszę opisać parę przygód z karaluchami. Oj nieeee... To nie są małe, centymetrowe karaluszki, to są zmutowane, gnojopodobne stworzenia wielkości palca. 
Jeden z nich zamieszkał w pokoju mojego dziecka. A czemu? Bo kiedy przez cztery miesiące siedziałam sobie w Polsce, moja teściowa powsadzała pod biurko kartony po wiatraku, grzejniku, i czymś tam jeszcze!!! Czy biurko do tego służy? Na Tajwanie niestety tak. (mam ochotę wsadzić jakiegoś mema typu BITCH PLEASE...) 
I cóż mądra JA zaczęłam robić. A co zaczęłam robić, zaczęłam rozgrzebywać kartony. Tak bardzo chciałam odzyskać cholerne biurko i użyć go do tego, do czego zostało przeznaczone! 
Rozgrzebuję, rozgrzebuję... Patrzę, małe gówienka. No takie, bąki wielkości 3mm. Powiedzcie mi, jaki normalny owad robi 3-milimetrowe bąki? Ja też nie miałam pojęcia. Może to jaszczurka? Jaszczurki są sweet, nie są paskudne, mają ładny zielonkawy kolor i wydają miłe piszczące dźwięki.
Ha-ha-ha. Rozmarzyłam się. Wyciągając kolejny karton, nagle wyskoczył na mnie gnojopatologiczny, przerośnięty owad. Wyskoczył i spieprzył pod łóżko... Moja reakcja była najzwyczajniejsza na świecie: aaaaaaaaaaaaaaaaa, łeeeeeeeeeee, aaaaaaaaaaaaa, kuuuuu***aaaaaa!!!

Dzwonie do męża, mąż daleko. Dzwonię do teściowej, ok! Zaraz przyjdzie teściu! 
Ufffff. Zaraz zabijemy gnoja wielkości palca, a potem spuszczę go w kiblu. (uśmiech od ucha do ucha). Już przyszykowałam psikadło do unicestwienia paskudziaka.

Przyszedł teściu... Patrzy pod łóżkiem... i mówi: ahahahahaha, to tylko karaluch! 
Myślę: Facet, ja wiem, że to karaluch. To jest mutant, a nie karaluch. Mówię: To niech mi tata pomoże go zabić. 
Odpowiedź teścia: ahahahahaha, Tajwan ma dużo karaluchów. Niech siedzi pod łóżkiem, kiedyś zdechnie. 
Myślę: WTF, Jeszcze jedno "ahaha" a wyjdę z siebie, stanę obok i pęknie mi żyłka. Mówię: No to co teraz?
Odpowiedź: Nic, idę do domu.


Moja kolejna reakcja po usłyszeniu zamykających się drzwi: nieeeee, jaaaaa nie mogę, kuuuu***aaaa gdzie ja trafiłam. 

No nic, odsunęłam łóżko. Karaluch wyskoczył prosto na mnie, nie mając innej drogi ucieczki. Przebiegł pod moim kolanem. Z borzydzenia wygięłam się, chrupnęło mi coś z kręgosłupie, ale... Napsikałam na niego zabijaczem! XD i koniec. Zaniosłam go, chwytając za 5-centymetrowy wąsik do kibla. Cyknęam na spłuczkę. The End.

Potem dwie godziny myłam karalusie gówienka, nucąc w głowie piosenkę "What a wonderful world". Nie wiem czy to piosenka triumfatorów, ale właśnie ona towarzyszyła mi do końca dnia.

A z innych opowieści: Kiedyś ciężarna samica karalucha wleciała mi we włosy (one jeszcze latają). A jeszcze karaluch siedział na moim kasku, kiedy ja jechałam na skuterku. Moje reakcje przypominały te w.w. 

Friday, January 13, 2017

Kiedy Tajwańczycy pytają mnie: "co można jeszcze zobaczyć w Katowicach?". Oczywiście "Nikisz" - odpowiadam. I zawsze robię na kierowcę. :D Ot tak sobie na Nikiszowiec nie dojedziesz bez znajomości języka. No chyba, że marzysz o tym po nocach. Ale Tajwańczycy bynajmniej o istnieniu Nikisza nie wiedzią. Także, biorę samochód, pakuję znajomych i ruszamy. 

Parę dni temu moja dobra znajoma z Tajwanu odwiedziła tę niezwykłą dzielnicę. Była zachwycona, czego nie mogę powiedzieć o jej reakcji na centrum Katowic. Każde wielkie miasto ma fajną starówkę (Katowice oczywiście też). No i centra handlowe wyrastają jeden po drugim - tu galeria Katowicka, tam galeria Krakowska, Złote Tarasy, jakieś Plazy, Supersamy itp. I w każdym miasteczku studenckim i typową studencką uliczkę znajdziemy... pełną knajpek z browarami 4+1 gratis. Centrum Kato niczym niezwykłym się nie wyróżnia. Ale moim skromnym zdaniem takie wyjątkowe, a wręcz unikatowe miejsca jak dzielnica Nikiszowiec, powinny być wyszczgólnione w pierwszej kolejności. Wiadomo, że nie przynoszą kasy inwestorom, i nie znajdziemy tam McDonaldów i Zar ale chyba właśnie o to chodzi. Pokazuję kawałeczek prawdziwej kultury Śląska.

Szanujmy nasze kultury, bo kto jak nie my. :)

Dziękuję mojej koleżance RouGu za to, że była zachwycona, że podobało jej się i że dała mi do zrozumienia, o czym powinnam opowiadać i gdzie zabierać kolejnych znajomych. W końcu Polska jest piękna, a Katowice nawet mnie zaskakują!