Friday, August 7, 2015

"Ten post powstał w ramach projektu wakacyjnego Klubu Polki na Obczyźnie"

Tutuł tytułem, ale właśnie tak! Postanowiłam napisać o Katowicach. Długo zastanawiałam się nad ulubionym miejscem w Polsce przekartkowując w głowie mój katalog wspomnień. Minuta... Nic. Dwie minuty... Kraków, Wrocław, Zakopane, Ustroń? Nie, nie, nie! Przecież ja nie znam tych miast. Aż pewnego gorącego wieczoru usiadłam do moich zdjęć i zaczęłam z łezką z oku oglądać miesjca związane z moim życiem. I nagle mnie olśniło, to jest właśnie to! Katoiwce, miasto moich wspomnień, miasto które znam, uwielbiam i byłam z nim przez wiele lat, a ono przez wiele lat zmieniało się dla mnie. Cudowne, nowoczesne budynki, które wyrastają pod niebiosa, ogromna, wręcz niezliczona ilość parków, stare kamiennice, małe, kręte dróżki, jeziora, cuda architektury, a wród nich nasz symbol - Spodek! Oj tak, Katowice dorosły, stały się przepieknym miastem, stały się nowym domem dla wielu Polaków, zaczęły zapraszać turystów i coraz częśniej przyciągać zagranicznych studentów.



Dlaczego Kato?

Polubiłam Kato mając 10 lat. Dla małego dziecka-imigranta, znającego wyłącznie komunistyczną budowlę, Kato były czymś futurystycznym. Pamiętam jak przejeżdżając koło osiedla Gwiazdy, kleiłam się do szyby samochodu, żeby możliwie najdłużej patrzeć na to zeszłowieczne cudo. Nie podejrzewałam, że można wybudować tak wysokie wieżowce w kształcie ośmioramiennych gwaizdek! Jadąc dalej... po 5 minutach dojeżdżaliśmy do Spodka, masywnej hali sportowej będącej najważniejszym punktem miasta! Zachaczając o centrum można było kątem oka zobaczyć, jeszcze wtedy nieodrestaurowane, kamiennice IXX wieku!
Wspomnienia pozostały, Gwiazdy i Spodek oczywiście też. Ale starym zniszczonym ulicom nadszedł kres. Wszystko brzydkie i szare poszło w niepamięć. Nie skłamię mówiąc, że ponad połowę miasta odbudowano, odrestaurowano kamiennice, wygładzono drogi, postawiono architektoniczne majstersztki. Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że wyemigruję na drugi koniec kuli, zrobiło mi się nawet przykro. Przykro, że zostawiam miejsce, w którym bardzo niegdyś chciałam mieszkać, które było dla mnie ważne przez tyle lat. Smutek w nas, w emigrantach, zawsze pozostaje, ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, że do kraju możemy powracać, a nasze miasta, tak jak Kato, będą zawsze na nas czekać.
ZAPRASZAM DO GALERII


Wakacyjny projekt dedykujemy akcji "AUTOSTOPEM DLA HOSPICJUM" - Przemek Skokowski wyruszył autostopem z Gdańska na Antarktydę, by zebrać 100 tys. zł. na Fundusz Dzieci Osieroconych oraz na rzecz dzieci z Domowego Hospicjum dla dzieci im. ks. E. Dutkiewicza SAC w Gdańsku. Na chwilę obecną brakuje 35 tys. Jeśli podoba Ci się nasz projekt, bardzo prosimy o wsparcie akcji dowolną kwotą. 
Więcej info: https://www.siepomaga.pl/r/autostopemdlahospicjum














Ogromne podziękowania dla najwspanialszej na świecie Kasi Z., dzięki której mogłam podzielić się z Wami tymi niesamowitymi zdjęciami.

Wszelkie fotografie są własnością Uniwersutetu Ekonomicznego w Katowicach i nie są przeznaczone do dalszego rozpowszechniania. 


Thursday, August 6, 2015



Czy pamiętacie mój post o Gruzji, w którym ubolewałam nad niemożliwością podróży do Mestii? Nie polecieliśmy do górskich, pięknch rejonów, gdzyż helikoptery nie lubią niskich temperatur! Ale banał! 

No cóż, był plan B. Oj tak, dzięki któremu odkryłam tak niesamowite państwo, że moje przyszłe plany pordóżnicze znowu i znowu będą je obejmować w pierwszej kolejności! Mowa o przepięknej Armenii, którą odwiedziłam zimą. Bajkowa kraina łącząca nowoczesny przepych, cerkiewny duch, pozostałości reżimu komunistycznego i wciąż pamiętająca wojnę. Zapraszam na dwa dni zimowych cudów!

Dlaczego warto?

1. Ludzie - Byłam zaskoczona, na ile kultura osobista Armenii przewyższa znane mi kraje Europejskie. Ludzie są nie tylko mili i pomocni, ale przede wszystkim szczerzy, serdeczni i ogromnie życzliwi. W Armenii nie ma pojęcia "oszukać", "obrazić" "ukraść", "znieważyć". Po prostu, idylla!

2. Przyroda - nawet zimą piękno armeńskiej przyrody mnie zachwyciło. Ale koniecznie trzba wybrać się tam latem, kiedy kraj staje się cały zielony i kwitnący, a zimowe chmury nie zasłaniają pięknej góry Ararat.

3. Zabytki - Armenia to kolebka prawosławnych monastyrów, które porozrzucane po całym kraju tworzą niesamowity szlak. Będzie to ogromny plus dla backpackersów, którzy niemalże za darmo odwiedzą kraj. 

4. Ceny - Dla Polaków ceny są bardzo niskie. Żywenie się w restauracjach w centrum stolicy nie będzie stanowić problemu ani dla naszego sumienia, ani dla portfela. 


Armenia w 2 dni

Jak dojechać?
Najlepszy i najtańszy dojazd to trasa Tblisi - Erywań. Więc jeżeli wybieracie się do Gruzji, koniecznie zahaczcie o Armenię. Codziennie ok. południa z Tbilisi  do stolicy Armenii kursuje marszrutka (ok. 6 godzin). Możliwy i polecany jest również dojazd nocnym pociągiem z wagonami sypialnymi. 
Sprawdzajcie ofertę z Warszawy PLL LOTu (trafiają się bilety za 800zł) oraz Ukrainian International Airlines (UIA) na trasie Warszawa-Kijów-Erywań (można upolować za 700zł). Zaglądajcie na flipo.pl i na mlecznepodroze.pl !

Gdzie się zatrzymać?
Polecam Envoy Hostel! Ten sam, który jest też w Tbilisi. Envoy znajduje się na jednej z głównych ulic Erywania. Mieszkając tam będziemy mieli łatwy dostęp do głownych punktów stolicy. Polecam również szukać hosteli przy ulicach: Puszkina, Teriana, Tumanyana.

Co wiedzić?
Dwa dni na pewno wystarczą na zwiedzenie Erywania i jakiejś pobliskiej miejscowości. Ja polecam serdecznie Wagarszapat i sobór z najstarszą Ormiańską cerkwią.

Co zobaczyć w Erywaniu - Park Zwycięstwa; pomnik Matki Armenii; Twierdza Jaskółki (Muzeum upamiętniające ludobójstwo Ormian); Park Zakochanych; Muzeum Historii Armenii znajdujący się na Placu Republiki; Instytut Matenadarana; Opera Narowoda; Bogato zdobiony Centralny Pasaż Handlowy; Wernisaż Erywański (lokalny, podłużny bazarek na śiweżym powietrzu, który można odwiedzić latem); przepiękny Dworzec Kolejowy.

Wagarszapat - z centrum Erywania do Wagarszapatu kursuje autobus. I zatrzymuję się zaraz przy Eczmiadzynie. Eczmiadzyn to miasteczko zabudowane pięknymi cerkwiami, z których najważniejszą jest Katedra Eczmiadzyńska z IVw. (lista UNESCO). Katedra była miejscem wspólnej modlitwy pierwszych Chrześcian, a jej nazwa tłumaczona z Rosyjskiego brzmi "Zstąpienie Syna Jednorodzonego". 


Przydatne info

- Polacy nie potrzebują wiz.
- Erywań to bardzo malutka stolica. Dwa dni na zwiedzanie Erywania powinny wystarczyć!
- Taksówkarze spróbują zawyżać ceny. Napisałam wyżej, że ludzie nie będą was oszukiwać. To prawda! W przypadku taksówkarzy ta zasada nazywa się "jestem mądrzejszy od Ciebie, więc Ty zapłaciłeś więcej" :)
- Armenia słynie ze swoich szaszłyków, oj tak! ALE, nie kupujcie baranich szaszłyków! Śmięrdzą starym baranem i skarpetami.
- Zima w Armenii jest niesamowicie mroźna, więc trzeba się przygotować na minusowe temperatury!


ZAPRASZAM DO GALERII


ERYWAŃ

Poniżej Park Zwycięstwa nocą i malutka, niemalże niewidoczna Matka Armenia w tle. Park wybudowany jest kaskadowo, a na każdym piętrze stoją różne pomniki i dzieła architektury. 































Poniżej Muzeum Historii Armenii. Jedno z lepszych muzeów, w jakich kiedykowliek byłam! A za wstęp zapłaciliśmy ok 3 zł.



Poniżej Plac Republiki, na którym znajduje się Muzeum Historii. Pięnka czerwono-biała cegła naljepiej komponuje właśnie ze sniegiem!







Na zdjęciu niżej - Opera Narodowa






Poniżej zdjęcia Centralnego Pasażu Handlowego. Można tam znaleźć wszystko: produkty XXI wieku, ormiańskie przyprawy i lokalne przysmaki.








Dworzec Kolejowy nocą.



Erywań zrobił na mnie ogromne wrażenie. Chociaż spędziłam tam tylko dwa dni, dostałam zastrzyk uwielbienia dla tego kraju. Niżej dodałam wybrane zdjęcia z mojej obszernej kolekcji, kolejno: Przejście graniczne między Gruzją a Armenią; słynne ormiańskie szaszłyki i kasza kus kus; cerkiew prawosławna; centralna ulica. 






ECZMIADZYN






Katedra Eczmiadzyńska




Mam nadzieję, że po części przedstawiłam Wam to niesamowite miejsce, które usytuowane głęboko na mapie świata ucieka naszje uwadze. Odkrywajcie Kaukaz, poznawajcie kulturę, zaprzyjaźniajcie się z ludźmi, a będziecie w niebo wzięci! Obiecuję ;)


Saturday, August 1, 2015



Kochani, pewnie wielu z was przynajmniej raz przymierzało się do przyrządzenia domowego mleka roślinnego: sojowe, kokosowe, migdałowe, pszenne... Ale co zazwyczaj robiecie z wiórkami? 

Zanim przygotujecie się do miksowania i odcedzania mleka, w głowie ułóżcie sobie plan tego, jak spożytkujecie te "trocinki", które wyciśnięte, wyschnięte, wciąż emanują smakiem!

Ja przygotowałam bardzo prosty przepis dwa w jednym: przepis na mleko migdałowe i przepis na racuchy z migdałowymi wiórkami.

ZAPRASZAM!


Mleko

Co przygotować?
- szklanka migdałów
- czysta (nie mineralna) woda

Obieramy pod wieczór migdały. Najlepiej zalać naszą szklaneczkę wrzątkiem, a następnie po 15 minutach przepłukać w zimnej wodzie - Orzeszek sam będzie wyślizgiwał się ze skórki!

Nasze migdały zalewamy wodą w stosunku 1:2 i odstawiamy do lodówki na noc (minimum 8 godzin)

Następnego pieknego popołudnia myjemy migdały. Wrzucamy do miksera i zalewamy 4 szklankami chłodnej wody. Miksujemy na pełnych obrotach przez kilkanaście/kilkadziesiąt sekund.

Nasze mleko odcedzamy. Oddzielamy wiórki od płynu.

GOTOWE!








Racuchy migdałowe

Co przygotować?
- wiórki migdałowe
- pół szkanki mleka roślinnego (np. sojowego)
- pół szklanki wody
- cukier bądż syrop
- mąka (zwykła bądź razowa)
- sól
- suszona żurawina
- dwie łyżki masła kokosowego
- oliwę z oliwek



Ze składnikami można zaszaleć jak tylko dusza zapragnie. Można dosypać sukru waniliowego, wlać odrobinę mleka kokowowego, dodać suszone morele, rodzynki, a w sezonie świeże jagody czy pożeczkę! Nasze wariacje w kuchini na pewno będą smakowitym dodatkiem na rodzinnym stole! (za to właśnie kocham racuchy:)
Wszystkei składniki mieszamy na jednorodną masę. Kiedy patelnia będzie nagrzana, wlewamy odrobinę oliwy, a następnie łyżką kładziemy naszą płynną masę, formując małe placuszki. Gdy jedna strona pięknie się zarumieni, przewracamy i smażymy dalej. Ściągamy pierwszą porcję z patelni, dolewamy znowu odrobinę oliwy i powtarzamy czynność!

GOTOWE!







Super, nie zmarnowaliśmy ani gram jedzenia, a w zamian mamy gotową kolację! Szybko, łatwo i przepysznie!

Smacznego ;)